Zamarzyłam, że wezmę swój deser i pójdę go zjeść w cieniu pachnącej lipy.
Ponieważ mój obiad był jednocześnie deserem- to namiastka głównego posiłku miała być z założenia super miła.
Doszłam do lip i moim oczom ukazał się w "moim wymyślonym miejscu" bezdomny, z całym swoim dobytkiem, na zdezelowanym wózku dziecinnym.. Może i bym tam została, ale woń jaka się roztaczała była raczej lipna.
Świat jest duży, poszłam dalej na łączkę w lasku - a tu słyszę ku ... ku... (rwa).Rwałam stamtąd w inną stronę. Towarzystwo panów po winie truskawkowym mi nie odpowiadało.
Jakaś wybredna jestem.
Na odsłoniętym polu, z dala od alejek spacerowych, położyłam się na trawie i gapie się w niebo- może minutę. Raptem zaczęły mnie otaczać pary przygłuchych ciekawskich emerytów, babć z wnukami.
Świat jest duży, znajdę inne miejsce.
Przeszłam z 300 metrów do alejki, skręciłam w prawo może 10 m. na teren byłych działek. Zauważyłam pierwsze różowiejące pożeczki, złożyłam się do zdjęcia , a tu kinder niespodzianka ! Zle się wyraziłam, może tak- osobnik, który wietrzył jajko . Ok. krzywdy mu jeszcze nie zrobię, W tył zwrot i wracam w stronę głównej alei. A tu nowy wilk bez kapturka, czyha. ''O rzesz de kurde" prawie zaczęłam głośno ku- kać.
Głośno poszło w świat "żebyś to jeden z drugim miał się jeszcze czym chwalić"!
Dobrze, świat jest duży, znajdę sobie inne miejsce.
Doszłam do morza, może by było fajnie, ale rozweselona młodzież, zapewne po oranżadzie była bardzo głośna i zagłuszała nawet mewy.
Ciężko mi się wracało i z każdym krokiem co raz ciężej. Okazało się, ze muszę wysypać piasek z nogawek .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że masz ochotę napisać kilka słów. Dziękuję i jednocześnie przyznaję, że nie zawsze odpowiadam.