piątek, 30 października 2015

"to to" jesienna deprecha ?

Od kilku dni zastanawiam się nad wpływem kultury, zwyczajów, pogody na nasz stan psychiczny.

Górnolotne "to to", co napiszę nie będzie, ale może spojrzycie na ten "problem" nieco inaczej.
Nasiąkamy od dzieciństwa zwyczajami jakie panują w naszej rodzinie, religii, kraju itd.
Przyjmujemy z góry jako pewnik, że tak powinno być. 

Pomyślałam sobie, że gdybym urodziła się np. w Australii- to bożonarodzeniowe święta kojarzyły by mi się z upałem, Mikołajem który się poci w swoim stroju, spotkaniami rodzinnymi na świeżym powietrzu. W sumie to przecież Jezus urodził się w takiej szerokości geograficznej, gdzie było gorąco- czyli wszystko ok. U nas w tym czasie jest zima, więc święta bez śniegu są pozbawione uroku- marudzimy, że miało być biało, a jest szaro.
Już u schyłku lata podskórnie obawiamy się jesieni.
Mało kto wyczekuje tej pory roku - w naszym pojęciu najgorsza z wszystkich. Jeszcze początek nas w miarę cieszy. Zbiory plonów z działek i ogrodów, grzyby, robimy zapasy, chcemy zatrzymać choć trochę lata w słoikach i mrożonkach.

I powoli zamrażamy, zamykamy nasze uczucie ciepła. Świat w koło staje się najbardziej kolorowy z całego roku, a my stajemy się co raz bardziej minorowi...
Wrzesień przeszedł, październik mija i za chwilę 1 listopada. Jakie miałeś odczucie czytając to zdanie ?

Dołująco działają na nas jesienne akcje społeczne "różowej wstążeczki", to wieczne przypominanie , że możemy zachorować. Obawa, lęk, do tego te deszcze i mgły. Dni  tak jak i nasze życie robią się co raz krótsze. 
Nadchodzi święto, które każdego z nas "prowadzi" na cmentarze.

Zapalamy światełka na grobach- mają ogrzać dusze tych, którzy już od nas odeszli. A co dzieję się w nas, w naszej podświadomości?
Niby normalnie, tylko smutno.
A może jak w rodzinnym grobowcu?
Czas jesienny sprzyja depresjom. Dłuższy spadek formy psychicznej, stres. brak słonecznego światła. Zwracajcie proszę uwagę czy taki stan ducha nie dotknął was samych, czy kogoś z waszego otoczenia.

Nie zawsze stwierdzenie- to dól, przejdzie Ci, lub wez się w garść- pomaga. Pomoc specjalisty jest bardzo wskazana, kiedy stan  zniechęcenia i pesymizmu przedłuża się do kilku tygodni. Można się śmiać i za chwilę płakać, lub wybuchać agresją. Coś się dzieje i nie zwlekaj z udaniem do psychiatry. Co ludzie powiedzą?
Gdy jesteś szczęśliwy , zadowolony, zastanawiasz się "co ludzie powiedzą?"
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/ruszyla-kampania-twarze-depresji-nie-oceniam-akceptuje/dlm3we
Moja religia bardziej pogłębiała nastrój smutku i trwogi. Raczej nie odbierałam radośnie święta Wszystkich Świętych. Dopiero teraz słyszę, że są organizowane parady Świętych na wesoło. Jednak odbieram to raczej jako kontrę do zabaw Halloween.  Świat się cały czas targuje, co jest lepsze, moje czy twoje- na każdym poziomie egzystencji.
Im dłużej żyję i doświadczam, poznaję kultury innych narodów, dochodzę do jednego wniosku- żyję tu i teraz. Koła nie odkryłam- wiem :).
Żyję , to mam cieszyć się życiem i go przeżywać. Cieszę się tym, że energia nigdy nie umiera- zmienia tylko postać. Śmierć jest też życiem.

Jak ktoś ciężko choruje to też ma się cieszyć?
Tak! Z czego? Z czasu jakie dało mu życie na robienie porządków w organizmie i przeanalizowanie swojego wnętrza. Jest na wszystko indywidualny czas. Nie ma złego czasu, jest tylko złe postrzeganie tego czasu.
Wiecie, gdzie spotykam szybko rozbawiających się, wesołych ludzi ? Na onkologii. 
Czy myślicie, że 80 letnia staruszka o kulach nie ma ochoty potańczyć? Czy facet z przytwierdzonym workiem, pod spodniami nie ma ochoty pożartować ?
Otóż ma, tylko nie ma odwagi głośno do tego się przyznać, bo nie wypada.
To niech tańczy, ktoś powie.
Otóż to! nie ma , nie istnieje stwierdzenie " bo w twoim wieku to"....Skreśliłam je ze swojego słownictwa.

Rodzice do dziecka "ja w twoim wieku", dzieci do rodziców-"w twoim wieku ?"
Jesteśmy różni, a jak bardzo podobni. Nie narzucajmy sobie ról, łatek.
Jeżeli nie krzywdzimy innych wszystko jest ok. 
Zmieńmy przyzwyczajenia, zamieńmy złe myśli na dobre, tolerujmy różności. Dbajmy o siebie samych, kochajmy siebie, nie maltretujmy dietami , bo muszę być chudy, nie katujmy bieganiem- bo podobno zdrowo i moda. Zdrowa dieta- może warto iść do dietetyka, który teraz działa przy ośrodkach zdrowia. Ruch jest wskazany w każdym wieku, ale nie każda forma ruchu jest akurat tą najlepszą właśnie dla ciebie.Owczy pęd nie jest życiem, jest naśladownictwem.
Każdemu życzę tej jesieni zaprzyjaźnienia się z sobą samym i radości z bycia i życia.
P.S.
Możliwe, że żle skonstruowałam ten post i widzę, że robi sie małe nieporozumienie. 
Napisałam ogólnie o jesieni, nie o 1 listopada Święcie Wszystkich Świętych.

środa, 28 października 2015

niedziela, 25 października 2015

3 wyścigi w jednym dniu.

Pierwszy wyścig- wybory do Sejmu i Senatu.
Drugi- wyścig psich zaprzegów.
Trzeci- półmaraton.
To wszystko miałam w jednym miejscu- wystarczyło popatrzeć przez okno.
Po prawej str ulicy miałam punk wyborczy, na wprost psy, a z lewej nadbiegali maratończycy.






















Kończąc na wyścigu pierwszym to ""Rozmawiałem z kolegą z komisji wyborczej. Wstępnie ocenia, że 30% ludzi głosuje na... spis treści. " Amen

Zmiana czasu!


sobota, 24 października 2015

Rachu ciachu

...i po strachu.
Dwa tygodnie temu byłam u onkologa z badaniami kontrolnymi usg. Tłum w poczekalni, brak miejsc do siedzenia- nasze realia. Pomimo wyznaczonej godziny, do gabinetu weszłam dopiero po 2,5 godz.
Różowo u onkologa nie było.... oj nie. Mój hura optymizm nieco przygasł kiedy usłyszałam, że jeden z guzków jednak 2xpowiększył swoje wymiary i trzeba go zbadać. Gdzieś z tyłu głowy słyszałam " nie, nie ma potrzeby, jest ok." Krótka, głośna decyzja - dobrze. Dostałam skierowanie na biopsję i biegusiem na patologię. Niestety właśnie drzwi zamykał ostatni pracownik- koniec pracy, piątek. Nie dobrze, trzy dni czekania do rejestracji, nie wiadomo, kiedy będzie termin badania.
Wzięłam sprawę w swoje ręcę i działam- to połowa sukcesu.


Strach ma wielkie oczy, strach nie jest dobrym doradcą mówią ludowe porzekadła.
W moim wypadku strachu nie było, bo co jest- to trzeba szybko wyjaśnić i zrobić porządek- taką mam zasadę.

 W poniedziałek zarejestrowałam się na badanie biopsji pod usg i we wtorek już miałam wkłucie. Z doświadczenia wiedziałam czym to pachnie. Nastawiłam się psychicznie na drobny ból i na trzeźwo, bez paraliżu strachem, obserwowałam cały zabieg. Pierwsze wkłucie się nie powiodło, drugie już lepiej, ale trzeba było przebić się przez twardą powłokę guzka. Poczułam, że jest "gol"- powiedziałam głośno "tak już weszła i co wchodzi w strzykawkę ?" Pani patolog odpowiedziała, że przezroczysty płyn. Spytała jeszcze lekarza od usg, czy guzek się zmniejszył - tak. 
Gdy się ubierałam poproszono następną wystraszoną pacjentkę. Powiedziałam dla jej otuchy- to nic nie boli, jak zastrzyk.

Wynik badania miałam odebrać za 3 dni. Znowu to czekanie.
Nie analizowałam, cobygdybygdybyrakianieryby. Dlaczego? bo w ten sposób programuje się swoje życie, a ja jestem wolna od komórek rakowych i już.
W piątek w samo południe odebrałam wynik. 
Pierwsza rzecz tel. do mamy i syna- "komórek rakowych brak". Pędem na onkologię, a tu znowu tłumy. Niestety, pomimo nakazu lekarza, abym od razu przyszła z wynikiem, do gabinetu się nie dostałam. Pielęgniarka pokazała lekarzowi wynik i mam przyjęć  na wizytę w czwartek...
Mój różowy październik się kończy z ulgą, że zrobiłam wszystko co należy.





środa, 21 października 2015

wtorek, 20 października 2015

niedziela, 18 października 2015

sobota, 17 października 2015