czwartek, 20 grudnia 2018

Magiczne święta...

Tuż po pierwszym listopada już bombardują mnie reklamy bożonarodzeniowe.

Automatycznie zaczynam dostawać w poczcie mail i sms'ach propozycje super korzystnych kredytów. Po jakimś czasie słyszę nachalne dobijanie się do moich drzwi kościelnego z opłatkiem i to nie za "bogzapłać", czy tez cenę chleba... Tradycja polska od XVIIIw. Ok.tylko, że onegdaj trochę to inaczej wyglądało.
 W radio słyszę piosenki bożonarodzeniowe już do połowy miesiąca. W tym momencie czar świąt już u mnie znika. Ulotniła się tajemniczość, urok. Mam już odruch alergiczny.
Półki w sklepach uginają się od towarów. Błędny wzrok poszukujących prezentów pod choinkę. Przez przypadek słyszę, że poszukiwany prezent dla cioci nie może być poniżej stówy, bo w zeszłe święta ciotka dała drogie prezenty.

Gdzieś tam słyszę słowa dziadków, którzy kalkulują kto jeszcze się dołoży do laptopa dla wnuczka. Przy okazji słyszę , że na Mikołajki dostał grę komputerową.
Idąc ulicą słyszę rozmowę dwóch nastolatek o pakowaniu prezentów. "Wiesz ile czasu mi zajęło ładne zapakowanie prezentu, a on bezczelnie rozerwał opakowanie i nawet nie zauważył że sama pakowałam. Od razu do środka- co tam jest!"
Biedne dzieci ogłupiały na temat Mikołaja. Niby jeden a rozmnożony: na motorach w marketach w przedszkolu. To w końcu jak to jest?
W sklepach spożywczy szał zakupów. Ceny wszystkich towarów szybują w górę z szybkością nadchodzącej gwiazdy betlejemskiej. Dyskusje w kolejce przy kasie na temat kto idzie do kogo, że musi, że wypada itp. Słyszę rozmowy kobiet ile to jeszcze mają do zrobienia. Niby mąż coś tam pomaga, dzieci po upomnieniach też coś tam na odwal zrobiły.
Generalnie fajnie jest.
 Tylko kto tak na prawdę się cieszy z tych świąt? Handlowcy, banki, przewoźnicy na pewno tak.

Bardzo mnie bawią porady jak to bez stresu i z uśmiechem kobiety mają przeżyć święta. Mają znaleźć czas dla siebie. Ludzie nie w naszej tradycyjnie obchodzących święta kraju! Niewiele jest domów w których zamawia się katering i ubraną choinkę, o generalnym sprzątaniu nie wspomnę.
 U nas i chyba trzech krajach Europy obchodzi się Wigilię. Dwanaście potraw, które są najbardziej pracowite z wszystkich dań świątecznych. Obowiązkowa Pasterka o północy, a już padasz na nos. Idziesz i śpiewasz radosne kolędy, a w koło rozchodzi się ...z ust odór alkoholu.
  Następnie dwa świąteczne dni które trzeba obsłużyć. Owszem miło jest spotkać się z najbliższymi, ale nie we wszystkich rodzinach jest tak obrazkowo miło i sympatycznie. Sztuczne serdeczności, obłudne postawy- brrr.
Tylko u nas te święta są najdroższe. Mieszkańcy innych państw podchodzą do tego bardziej racjonalnie. Tradycja "zastaw się, a postaw się" przechodzi wszelkie granice. W naszym kraju zaczynamy grudzień od nie symbolicznych prezencików szóstego, czyli w Mikołajki. Przekraczając zasoby portfela kupujemy "wypasione" prezenty pod choinkę. Kupujemy niespożyte zapasy jedzenia, które w części wylądują w śmietniku. Zapożyczamy się bierzemy kredyty.

 Tym magicznym sposobem zapędzamy się w długi. Pozostaje zgaga i kac, i kilka kilogramów nadwagi. Czy to ma sens, czy o to chodzi ?

Nie dziwię się osobom, które te grudniowe dni spędzają na wyjazdach z kraju.

 Te święta z założenia mają nas rozwinąć duchowo . Jedynie będąc zrelaksowanym można to osiągnąć. Jesteśmy jednak tak zaszufladkowani, że kierujemy się obowiązkiem, religią i zwyczajami. (Religijność, a duchowość to dwie różne sprawy.)
 Ja będę cieszyć się chwilą, kontemplować  spokój.


                            Życzę Wam bezstresowego podejścia do świąt.
                   Spędźcie je w zgodzie z samym sobą, a wtedy będą miłe.

                                                                                                  Udanych Świąt!

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Co się urodziło po 9 miesiącach?


Długo milczałam. "Zawiesiłam się" na prawie rok. Praktycznie mój wyjazd na zeszłoroczne "weneckie wakacje" był moim ostatnim wypadem w świat.
Nie ma zwiedzania, nie ma tematów, zdjęć do publikowania.


 Radość, jaką czerpałam przy tworzeniu kolaży również się niespodziewanie skończyła. Właściciel strony internetowej, ją po prostu bez ostrzeżenia sprzedał. Z dnia na dzień Polyvore zniknęło. Po jakimś czasie odzyskałam około 5tyś. swoich prac, ale kolaży  "modowo"  niestety nie.
Bardzo mi brakuje możliwości wyrażania swoich codziennych emocji. Ta forma wypowiedzi bardzo mi odpowiadała. Nadal nie wróciłam do prawdziwego pędzla. Ruchowo jestem ciut ograniczona...Pracuję nad tym, ale muszę zdobyć się na odwagę. Wiadomo, że pierwsze obrazki pójdą do kosza. Trzeba ćwiczyć, nabrać pewności ruchów pędzla. To jeszcze przede mną.

 To przed czym się chroniłam od 30 lat, pomimo noszenia  m.in. ortopedycznego gorsetu -nastąpiło. Ciach prach i kręgi się w siebie wbiły pod wpływem prawa ciążenia. Nie chcę epatować tym tematem.

Co jeszcze przez ten roczek się wydarzyło?
Moja mama również ma problemy z poruszaniem się.  Razem odwiedzamy poradnię leczenia bólu. Obie mamy takie organizmy, że nie tolerujemy pewnych leków i ulgi nie ma...

Dziecię moje odfrunęło z Europy na Antypody.


U nich dzień , u mnie noc. Tam wiosna, tu jesień.

Zostałam wdową...

 Każdego z nas los doświadcza. Ja odbieram to jako kolejne lekcje życia. Nie wiem czy je zaliczam z dobrą oceną. Nie chcę być dla nikogo ciężarem. Staram się być pomocna, wyrozumiała i życzliwa. Nie zawsze intencje idą w parze z odbiorem.

W pewnym momencie stwierdziłam, że nie mam czym się "dzielić" na blogu.
Nie miałam ochoty robić filozoficznych wywodów, czy opisywać swoje rozterki. Współczucia nie chcę, pomóc mi nie ma jak, więc zamilkłam.

Nadszedł czas kiedy ma się złych wiadomości zbyt dużo, z za dużą częstotliwością. Każdy ma swoją wyporność. Niestety dużo złego działo się również koło mnie, w otoczeniu mi bliskim.

Po jakimś czasie zatęskniłam za blogiem. Problem w tym, że nie bardzo mam pomysł na dalsze jego prowadzenie. W wypadku każdego blogera to chyba jakiś rodzaj pamiętnika. Mój blog nie był kulinarny, więc ....nie wiem co będzie dalej.



P.S. kolaże własne z archiwum.