Wieczorem nałożyłam kalosze i poszłam w siną dal.
Byłam mokra jak po saunie i to wcale nie od deszczu.
Mój organizm nie może się przystosować do takiej nietypowej pogody i nie funkcjonuje tak jak trzeba.
Wszystko się ślimaczy, a mózg już z wysiłku ociera się o czaszkę.
Idąc patrzyłam pod nogi, żeby nie rozjechać ślimaków i żab...
Obślimaczona już całkowicie stanęłam jak wryta. Na łące wyrosły trąby !
W pierwszym odruchu chciałam zadąć w te trąby, żeby przegonić te krążące niże i wyże, które robią tyle spustoszeń w przyrodzie i szkód w moim kraju.
Uprzytomniłam sobie, że powinno ich być siedem i jeszcze brakowało sześciu naiwnych takich jak ja.
Wróciłam do domu z uczuciem, że jestem trąba jerychońska i tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że masz ochotę napisać kilka słów. Dziękuję i jednocześnie przyznaję, że nie zawsze odpowiadam.