niedziela, 3 października 2010

tup-tup....

Jak ja sie straszliwie zmotywowałam, jak spięłam w sobie,jak napięłam wszystkie mięśnie i uruchomiłam wszystkie kosteczki.
I poszłam... jak strzała.. "ziuu!".
No może jednak przesada.., raczej to było "tup tup- tup tup- tup  tup".
I słyszałam echo tuptania- to mój Aniołek. Przyłapałam go na zdjęciu !
Mój cień, a wyższy On. Przy zbilżeniu widać,ze ta "postać" jest trojwymiarowa- trojstopniowa wycieniowana na wysokosci chodnika.

Romantyzm sie skonczyl wraz z oznakami reumatyzmu i zziebnietym nosem.
Na koniec udziabał mnie komar- to na pamiatke wielkiego wyczynu!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, że masz ochotę napisać kilka słów. Dziękuję i jednocześnie przyznaję, że nie zawsze odpowiadam.