piątek, 27 maja 2011

Wielbłąd dwugarbny- to ja.

Nie jestem osobą zmotoryzowaną. Jedyna co mam, to motorek w tyłku wymienny na "mietłe". Muszę dużo chodzić, żeby do końca nie zardzewieć.
Dziś musiałam koniecznie dojść na inne osiedle miasta, aby podpisać nowa umowę na internet i TV. Gdy wychodziłam z domu było 14 stopni, jak wróciłam było już 22 w cieniu. Całe szczęście, ze z reguły ubieram się na cebulę i po drodze zdejmowałam z siebie poszczególne części garderoby, wtykając je do plecaka w którym był obowiązkowo aparat foto. 
Jak juz wielokrotnie wspominałam mam problemy z pamięcią. Czasami się z tego ciesze, bo zapominam ciężkie i przykre chwile swojego życiorysu.
Działam na zasadzie skojarzeń, światło, zapach, widok itd.
Wczoraj np. trafiłam na zdjęcia Davida Hamiltona i od razu miałam przed oczami Paryż.
Pamniętam jak pod koniec lat 70 chodziłam po Champs-Elysées i oglądałam wystawy.
Nie pamiętam już ciuchów i butów, ale pamiętam fantastyczne nastrojowe fotografie reklam perfum. Zdjęcia same w sobie były najwyższej klasy i to zapamiętałam. Wczoraj nawet nie pamiętając już nazwiska autora, ani nie trafiłam na identyczne zdjęcie sprzed lat. Jednak od razu wiedziałam że to te fotografie które tak mi odpowiadały....Tak jak malarza się poznaje po jego stylu, tak samo i fotografa.
Ciąg dalszy wspominek paryskich maiłam dziś i to przez niby zwykły krzak.
Takimi krzaczkami były obsadzone Jardin des Tuileries przed Louvrem.


Wracając "na ziemie" i do domu, po drodze robiłam zakupy. Ponieważ mijałam rynek, to zaszłam i kupiłam najukochańszą rybę dla dzieci- belonę. Belona przepływa przez nasza zatokę tylko raz w roku i właśnie jest to teraz. Moje dziecię juz dziecięciem nie jest, ale jak ryba ma zielone ości to też się cieszy.Synoczek wróci w niedzielę z podróży służbowej, tydzien jadł koszerne jedzenie to chociaż rybę dostanie. Później zobaczyłam miniaturowe lwie paszcze tylko za 1,50zł. i oczywiście kupiłam trzy krzaczki na balkon. Doszły jeszcze truskawki spod Warszawy i kalafoir. Przy zalecieniu noszenia tylko po 1 kg. w ręce miałam już pełen plecak, i dwie siaty.W semie przy kasie wypaliłam.
"Dlaczego z posagiem nie dają nam wielbłąda?" A w duchu pomyślałam- bo juz nie ma posagów. Dowlokłam się resztkami sił pod dom i na trzęsących się nogach weszłam do mieszkania. Jeszcze powinnam kupić kartoszki i mleko, chleb...Wyssało ze mnie cała energię. Motorek się wyczerpał i na "mietłe" tez nie mam już siły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, że masz ochotę napisać kilka słów. Dziękuję i jednocześnie przyznaję, że nie zawsze odpowiadam.