Piję poranną trzecią kawę, aby się dobudzić, a widok za oknem z minuty na minutę zmienia swe oblicze.
Liczę, że zdążę wyjść przed deszczem. Uprawiam sprint ślimaka, trafiam w nogawki spodni i rękawy bluzy z dokładnością strzelca z zezem. Jeszcze jakiś szalik na szyję, co by łba wiatr nie porwał, bo wieje jakaś 8 w skali beauforta. Pędzę do sklepu, mijam falowce, wieżowce, wiatr oczywiście w oczy. Tylko nie rozumiem dlaczego tyle osób idących przede mną, wchodzi właśnie do tego sklepu, mijając wcześniej inne spożywczaki. Do tego chodzą parami: jedno trzyma gazetkę promocyjną, a drugie szuka tego jednego pomidora w trzech wystawionych skrzynkach. To samo się dzieje przy ogórkach za jedyne 3,99 i ladzie z mięsem. Stoję w kolejce do kasy, słysząc ten sam tekst przy każdym już płacącym kliencie "a może batonik za 1,39?". Dwie osoby się zdecydowały, więc apiać od nowa wbijanie ceny i ponowne kasowanie. Zaliczam jeszcze dwa sklepy, bo w jednym tańszy chleb, a innym "srajpapier". Już ostro objuczona, goniona czarną chmura, wchodzę do kolejnego przybytku zakupocholików. Właśnie opuściła sklep mama z rozwrzeszczanym dzieckiem- jaka ulga. Już przybieram pozycję startową do płacenia. Macanko po kieszeniach, aby zlokalizować portfel, wyciągam czwartą ekologiczną siatkę spod wcześniejszych zakupów, a tu komórka dzwoni w innej kieszeni. Nerwowo syczę-też se moment znalazła i z pełną satysfakcją w paluchu naciskam czerwony guziczek, bo tylko tyle widzę. Pot już mi zalewa oczy. Widzę przez szybę sklepową, że chmura już ma krople deszczu na zwisających rzęsach. Plecak na plecy, siaty w łapy i wypad ! Biegusiem w stronę domu, tym razem już z wiatrem. Znowu dzwoni komórka, nie wiem którą ręką odebrać, bo już wszystkie cztery zajęte. Dobrze odbiorę. Udało się roztrzęsionymi paluchami nacisnąć prawidłowy guziczek. "Chciałabym panią zapytać, czy jest pani zadowolona formy przedłużania umowy?" .Tak. "Czy została pani zaproszona do naszej placówki telefonicznie?" Nie- sama przyszłam. "Czy załatwiła pani to co chciała?" Tak!!!
Po tych słowach mobilizuję całe moje ciało, które może nosić tylko 2 kg. aby dobiec do domu.
Tachałam siebie i zakupione dobra spożywcze na drugie piętro. Trafiam nawet kluczem w dziurkę. Resztkami samozaparcia rencistki docieram do kuchni. Z pełną satysfakcją, zwycięstwa nad materią, wraz z pierwszymi kroplami deszczu, ciskam tym dobrem o podłogę, .
Siadam, za oknem leje, a ja zmęczona jestem okrutnie. Muszę opłacić jeszcze ten telefon i jak znam życie to sms dziękczynny za wpłatę przyjdzie jutro, w dzień świąteczny o 6 rano:)
...świetnie napisany felieton, i niestety albo stety sytuacje jakie opisujesz i mi nie są obce, i mnie wprawiają w straszliwy wkurzonerw:)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Serdeczności:)