Wczoraj z mamą wybrałyśmy się na krótki spacer. Szłam na siłę, ponieważ znowu wróciły moje dolegliwości ruchowe. Mama natomiast była uziemiona ślizgawicą przez 2 dni i poprosiła żeby "wyprowadzić ją na spacer". Idąc zastanawiałyśmy się , kto kogo wyprowadził na to świeże powietrze... Dzień wcześniej stopniał cały śnieg, odpuścił lód na stawach i najprawdopodobniej łabędzie się zagapiły zostając na noc . W efekcie nocą wrócił mróz i łabędzie przymarzły do lodu. Nie mogły zrobić żadnego ruchu...Pani, która też to zauważyła, zadzwoniła do Straży Miejskiej. Pytania i podpowiedzi straży były ciut niepoważne. "Może przepłoszyć je rzucając czymś itp." Najwyrazniej panom nie chciało się ruszyć z ciepłego pokoiku. Nikt ze spacerowiczów, przy zdrowych zmysłach nie wejdzie na tak kruchy lód bez sprzętu. Nie wiem jak skończyła się ta historia. Zauważyłam tylko, że większość osób przechodzących obok w ogóle nie zauważyła nieszczęścia ptaków. Ludzie zagadani, zobojętnieni na to co dzieje się w okół nich.
P.S.
Zaniepokojona losem pary łabędzi, byłam sprawdzić co się z nimi dziś dzieje.
Brak ludzkie wrażliwości coraz bardziej mnie przeraża. Sama jestem ciekawa jak to się skończyło. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLudzie nie interesują się losem otoczenia często dlatego, że myślą, iż "kto inny się tym zajmie, przecież wokół jest tyle innych osób", czyli występuje tu tzw. zjawisko "niewiedzy wielu". Inna sprawa, że część ludzi po prostu ogólnie nie lubi zwierząt, więc potrzebujące pomocy łabędzie niewiele ich obchodzą.
OdpowiedzUsuń