czwartek, 27 grudnia 2012

Świąteczna odwilż.

Uziemiona dwudniowym przymusowym rodzinnym świętowaniem, w końcu doczekałam się dnia odpoczynku od świąt.

Nastrój świąteczny zaczął pryskać, a raczej zaczął topnieć już w wieczór wigilijny.
Z minus 12 stopni wieczorem, rano  25 grudnia na termometrze było już 3 na plusie i plucha za oknem...
W drugi dzień około +7.
W głowie jedna myśl- spacer !



 Aby dobrnąć nad morze spaliłam na pewno całą Wigilię. Ślizgawica okrutna.
 Na plaży dało się w miarę normalnie chodzić.Niektórzy chyba poczuli wiosnę...

 zauważyłam jak zakładali skarpetki. Rozpaczliwie szukałam czegoś ładnego w tej jednej mazi.
 Jest- przykład poziomic. 
 Topniejący śnieg rzeźbi piękne wzorki.
 Nadmiar kalorii z pierwszego dnia świętowania spaliłam z nawiązką wracając do domu. Czasami żałowałam, że obcinałam paznokcie u stóp. Przydałoby się tak wbić pazurami w podłoże.

1 komentarz:

  1. Po plaży bym pospacerowała, ale drogi do niej i z powrotem nie zazdroszczę. Myślę, że pazury by nie pomogły :)

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że masz ochotę napisać kilka słów. Dziękuję i jednocześnie przyznaję, że nie zawsze odpowiadam.