W Londynie nie spotkałam bezpańskiego psa, czy kota, za to bezpańskie lisy panosza się jak u siebie. W samym mieście jest ich już przeszło 10 tyś.. Miasto słynie z dużej ilości parków, całe dzielnice mają domowe ogrody. Śmieci, które nie mieszczą się w pojemnikach, są wystawiane w workach, a to posiłki dla lisów jak w darmowej stołówce. Pierwszy raz obudził mnie hałas w nocy, pozniej słyszałam "szczekanie" lisów, nie wierzyłam własnym uszom. Chodząc po różnych dzielnicach widywałam je, mniejsze od naszych, bez puszystych ogonów i raczej szare niż rude. Czasami sam zapach już zdradzał czego się można spodziewać w danej okolicy.
Od dwóch lat obserwuję lisa mieszkającego w nadmorskim Parku Reagana. O stałej porze przechodzi przez jezdnię i wędruje w stronę osiedlowych budek dla kotów. Przestał już nawet zwracać uwagę na ludzi wychodzących z psami na spacer. Przy kotach to nie tylko lis się pożywi, ale i całe rodziny srok i gołębi. Jednak nadal nie czuje się w kraju jak Anglii, a ktoś mi to obiecał...No tak obiecanki cacanki a lisom radość.
Cudowny kolaż... Lisek prześliczny niczym maskotka.
OdpowiedzUsuńHi hi hi, uwierzyłaś?
Lisa widziałam kilka razy w lesie... Do mojego Małego Lasku przychodzą dziki.
Ryją niemiłosiernie. Dwa lata temu częstymi gośćmi były sarny.
Niestety, w pobliżu zrobiono objazd zginęło wiele saren. Inne już nie przychodzą.
U mnie jest plaga srok i cukrówek...
Pozdrawiam serdecznie:)
A to ci niesamowita historia, lisy w Londynie :). Ja tam nie zauważyłam, ale byłam tylko tydzień. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń