Dziadkowie jak dojrzałe wino
Przed telewizorem, w bujanych fotelach,
siedzą staruszkowie, znów telenowela.
Babcia cicho wzdycha: Wiesz co, drogi dziadku,
z chęcią bym wypiła kieliszek koniaczku.
Zajrzyj no do barku, może coś się znajdzie,
wieczór taki zimny, będziemy mieć frajdę.
- Nie ma, babciu droga, wypiliśmy wszystko,
kiedy od mandoga było towarzystwo.
- Nie bądź dziadku leniem, sprawdź tedy piwnicę,
to wino z Paryża stało obok drzwiczek.
Szuka dziadek, szuka, pod nosem przeklina;
Zachciało się babci francuskiego wina!
Patrzy, jakaś flaszka, stara, zakurzona,
przeciera rękawem; Dobra nasza, konjak.
Nalał po kieliszku, oj, zasmakowało,
razem wnet butelkę osuszyli całą.
Dziadek mruga okiem: Noc jest jeszcze młoda.
Babcia już chichocze, zaczęli się kochać.
Z żarem, namiętnością, raz, drugi i trzeci
- Weź, dziadku, przystopuj, bo zrobimy dzieci!
Tak dokazywali, aż zastał ich ranek,
przez chwilę szczęśliwi, choć ciała sterane.
Babcia się uśmiecha, czule szturcha dziadka:
Co to za koniaczek? Zerknij, jeśli łaska...
Dziadek grzebie w koszu, sprawdza etykietę,
podnosi do światła - wzrok już przecież nie ten.
Początek widoczny, jak byk stoi "Konjak",
lecz jego twarz naraz robi się czerwona:
Gdzie ja miałem oczy, taka strata, Boże!
Nie konjak pisało a KOŃ, JAK NIE MOŻE,
(stosować rozsądnie, lek jednorazowy),
TYLKO DWIE KROPELKI NA WIADERKO WODY!
(autor nieznany)