Miesiąc wcześniej kuzynostwo z Wrocławia zaproponowało mi wspólny wypad na koncert ZZtop i Opener. Skakałam ze szczęścia. Niestety moje szczęście okazało się połowiczne, ponieważ nie załatwiliśmy dla mnie noclegu w okolicach Szarloty. Oni rezerwowali sobie nocleg z półrocznym wyprzedzeniem...
Sobota była najgorętszym dniem- 32 st. w cieniu. Ja z moimi chorubstwami musieliśmy się postawić do pionu i funkcjonować kilka godzin. Udało się i byłam pełna podziwu dla samej siebie. Punktualnie o godz.15,30 ruszyliśmy na rybny obiadek do Gdańska na Targ Rybny. W tym dniu odbywało się w Trójmieście sporo różnego typu imprez. Miasto zakorkowane, wszelkie dojazdy z tego co słyszałam w radio również.
Byłam mocno zaskoczona widząc w centrum Gdańska pod byłym budynkiem KC PZPR Marsz dla Jezusa. Skutecznie główna ulica Gdańska- Wały Jagiellońskie, łącząca z Gdynią, była zablokowana przez przemarsz w imię wiary przez grupę młodych ludzi w eskorcie policji. Chyba ktoś nie pomyślał do końca, wydając zgodę na ten przemarsz, kiedy jednocześnie odbywają się w mieście inne duże imprezy.
Na szczęście udało nam się dojechać i zaparkować w okolicy Podwala Staromiejskiego.
Baltic Sail i loga wszystkich sponsorów imprezy .
Pobyt w restauracji zajął nam przeszło godzinę. Zamówiłam zupę Bouillabaise , którą mogę szczerze polecić. Jednak daniem głównym : smażony filet z dorsza bałtyckiego podany na puree ziemniaczano-kapuścianym z sosem z porto, suszonych śliwek i bekonu, byłam mocno rozczarowana. Czas nas gonił, Jeszcze tylko zauważyłam kolegę Michała, jak się prażył w marynarce na scenie szant i dalej w drogę.
W Gdyni miałam okazję ustrzelić jeszcze obiektywem komórki, nowo otwartą kolejkę górską na Kamienną Górę.
Stacja kolejki mieści się między Teatrem Muzycznym,
a Gdyńską Szkołą Filmową.
Przy dworcu głównym w Gdyni wsiedliśmy do festiwalowego autobusu. Transport odbywał się bardzo sprawnie. Na lotnisku w Babich Dołach słońce świeciło jeszcze mocno i było baaardzo gorąco,
W ostatnim dniu Openera na dużej scenie występował młody Irlandczyk Hozier. Znałam jego utwory, ale występ na żywo zrobił na mnie większe wrażenie- był świetny.
W przerwie między koncertami postanowiliśmy nieco zwiedzić miasteczko festiwalowe, coś zjeść i oczywiście wypić..
Wszędzie były tłumy, przez to nieco spozniliśmy si,ę na koncert Kasabian.
Zespół promował swój najnowszy album "48:13". Były również grane stare kawałki.
Lekko mnie rozczarowali- zdecydowanie najnowszą płytę lepiej się słucha w domu niż na żywo.
Trochę było gorąco, ale miałaś pełen emocji i rozrywki udany dzień. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo faktycznie była szalona sobota! No, ale warto było:) Super! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń